niedziela, 29 maja 2016

"Czuję się piękna, kiedy..." - KONKURS


Co sprawia, że czujesz się piękna? Nowa, wymarzona sukienka? Naręcze kwiatów, z którym idziesz przez miasto? A może letnia opalenizna, ulubiona szminka, rozpuszczone włosy, głośny śmiech? Może czujesz się piękna po jodze, treningu na siłowni albo przepłynięciu kilkunastu długości basenu? A może wtedy, kiedy urządzasz przyjęcie dla przyjaciół i gotując, czujesz się w swoim żywiole? Może najpiękniejsza jesteś bez makijażu, rozczochrana i w koszuli swojego faceta? Albo przeciwnie - zadbana od stóp do głów, w pełnym makijażu, biżuterii, idealnej fryzurze, bez których nie wyobrażasz sobie wyjścia z domu? Może czujesz się piękna, widząc zachwyt w oczach innych? Uśmiechając się do siebie w lustrze? A może wtedy, kiedy bawisz się z dziećmi albo biegasz z psem? Może twoje piękno to spełnienie w pracy, zawodowe wyzwania, które dodają skrzydeł? Albo wszystko to, co robisz dla innych? A może czujesz się piękna, mimo choroby, trudności, problemów, którym stawiasz czoła? Co sprawia, że możesz powiedzieć o sobie: "jestem piękna"? 

Napisz nam o tym. Tak, tak, drogie Panie, to jest KONKURS. Wystarczy polubić post konkursowy na FB, udostępnić go na swojej tablicy i w komentarzu odpowiedzieć na pytanie: "Czuję się piękna, kiedy"... Nagrodą dla Osoby, której opowieść spodoba nam się najbardziej, będzie dowolny zabieg kosmetyczny, dostosowany do rodzaju cery. Konkurs trwa do 13 czerwca

wtorek, 17 maja 2016

Stało się - jestem na diecie


Nie oszukujmy się, Nigellą Lawson to ja nie jestem. Bywają kobiety, które z lekką krągłością tu czy tam wyglądają uroczo, seksi nawet, jak wspomniana kulinarna bogini, która zresztą w swoich przepisach nigdy nie stroniła od cukru i tłuszczu. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale to, co dobre, z reguły jest niezdrowe, też to zauważyliście? Ja na przykład uwielbiam pizzę, im więcej sera, tym lepiej, a z szynką parmeńską to już w ogóle. KIedy mam chandrę, w takie dni pochmurne, jak dziś, jestem w stanie zjeść bez mrugnięcia okiem całe pudełko czekoladek. Mielonych na obiedzie u Mamuni też nie odmówię, toż to smak dzieciństwa jest! Pewnie to znacie - przychodzi wiosna, a za nią lato, zrzucamy płaszcze i swetry, zakładamy dopasowany t-shirt i... wpadamy 
w panikę. Bo opona jaka jest, każdy widzi. I coś w tym musi być, że z wiekiem metabolizm zwalnia, mam wrażenie, że z roku na rok trudniej się jej pozbyć, a łatwiej się zapuścić. Wiedziałyście, że cellulit wcale nie ogranicza się tylko do ud? Że można mieć cellulitowe przedramiona? Że na pierwszy rzut oka szczupłe kobiety też mają ten problem? Która łączy się ze mną w bólu?

Nie wiem, ile bym tak jeszcze siedziała i narzekała, miotając się w rozpaczy co rano przed szafą, że oto nie mogę się wcisnąć w żadną spódnicę i w żadne spodnie, a biust mi się wylewa ze wszystkich staników 
i biznesowych koszul. No to jeszcze jeden cukiereczek na pocieszenie, jeszcze jeden pączuś, oooostatni, naprawdę ostatni! Odchudzam się od jutra. Jutro zmienię dietę. Jutro, jutro, jutro...
Nie! Nie jutro. Najpierw dietetyczne wtorki, a potem efekty metamorfoz, które pokazałam Wam na blogu ostatnio, uświadomiły mi, że teraz albo nigdy. Że jeżeli nie zacznę już, natychmiast, nie zrobię tego wcale. Bo ciągle coś, a to urodziny w pracy, a to rodzinne spotkanie, a to truskawki takie ładne, trzeba by ciasto upiec, no jak to - nie zjeść ciacha z truskawkami i bitą śmietaną o tej porze? No jak to, odmówić, kiedy częstują? 
Zawsze ktoś będzie miał urodziny, zawsze będą jakieś przyjęcia, zawsze przed okresem będę miała ochotę na słodkie i zawsze przechodzić będę koło pobliskiej lodziarni. To się nie zmieni, ale może zmienię się ja. Może wezmę to wszystko w nawias i nauczę się, że można jeść równie dobrze, ale inaczej. Zdrowiej. Lżej. Tak, jak 
w każdy dietetyczny wtorek podpowiada na facebookowym profilu Ordon Beauty Center Olivia Płaczek z Fit Clinic Dietetyk

Nie jestem zwolenniczką żadnych specjalnych diet. Raczej takiego komponowania posiłków, które dostarczy wszystkich niezbędnych witamin i minerałów, a nie narobi szkód w wyglądzie. Jeżeli wydaje Wam się, że wcale jakoś specjalnie nie grzeszycie kulinarnie, a mimo to - tyjecie, wiecie, co może być przyczyną? Nieregularne jedzenie. To, że rano wybiegamy z domu bez śniadania, przypominamy sobie o nim koło 11.00 w pracy, przegryzamy byle co i byle jak, a na następny posiłek znajdujemy czas o 18.00, kiedy wracamy do domu. Najadamy się za cały dzień, a potem jeszcze podjadamy, siedząc do późna. A gdybyśmy zadbali o pięć posiłków dziennie, w odstępach na przykład trzygodzinnych, nasz organizm nie musiałby magazynować tłuszczu, nie byłoby niedoborów cukru i zaburzeń w funkcjonowaniu trzustki. Ale się powymądrzałam, jak rasowy ekspert. Poczytało się trochę, porozmawiało, popytało o źródła. Jak ja się do czegoś zabieram, to już nie może być na pół gwizdka, o nie! Założyłam nawet zeszyt, w którym zapisałam obwód w talii, w biodrach, nawet obwód tych nieszczęsnych cellulitowych przedramion. Następny pomiar zrobię za miesiąc. Chciałabym, żebyście mi w tych zmaganiach towarzyszyli, może ktoś z Was dołączy do mnie i wzajemnie będziemy się motywować? Nic tak nie działa mobilizująco, jak zobaczenie wyraźnie efektów. Zosia i Marcin, finaliści metamorfoz, są tego najlepszym przykładem. 

No to co, zaczynamy? Na dobry początek ciepła woda z sokiem z połowy cytryny co rano, na czczo. To taki paradoks, bo kwaśna cytryna idealnie odkwasza organizm i pomaga pozbyć się toksyn, nagromadzonych m.in. na skutek niezdrowego jedzenia. Spróbujmy razem, małymi kroczkami, niech to będzie najpierw ten cytrynowy poranek. 

A ponieważ tak samo, jak w dietę, wierzę w medycynę estetyczną, równolegle z opisem moich nowych żywieniowych nawyków, pokazywać Wam będę, jak rewolucyjne efekty w wyszczuplaniu przynoszą zabiegi karboksyterapii i endermologii. Jak się brać za siebie to na poważnie!  

piątek, 13 maja 2016

Metamorfozy, jakich jeszcze nie było

Przez trzy miesiące śledziłam drogę Zosi i Marcina do zmiany. To pierwszy tak kompleksowy projekt, któremu miałam okazję się przyglądać, przemyślany w każdym calu i podchodzący do metamorfozy holistycznie, czyli całościowo. Bo liczy się wszystko - praca nad sylwetką, to, co się je, ale i to, co się pije, a nawet to, czy i jak się relaksuje na co dzień i jak się myśli o sobie. Liczy się to, co wspólnie zdziałać mogą medycyna estetyczna, stylista, wizażysta, fryzjer. Praca całego zespołu profesjonalistów, ale i ogromna praca nad sobą, jaką wykonali nasi Bohaterowie, zaowocowały efektem, który przeszedł najśmielsze oczekiwania. Mogę tylko napisać: wielkie brawa dla wszystkich.  

Orion Beauty Center było partnerem projektu Metamorfozy 2016 od samego początku, czyli od momentu wyboru Finalistów, którzy na trzy miesiące oddali się w ręce ekspertów od zdrowia, dobrego samopoczucia i wyglądu. Dzięki wpisom na blogu mogliście podglądać wizyty Zosi w naszym centrum. Przypomnijmy zabiegi, którym poddała ją nasza Pani Doktor:
- laser frakcyjny CO2, zabieg powtarzany dwukrotnie dla pogłębienia i utrwalenia efektu,
- toksyna botulinowa dla wygładzenia zmarszczek na na czole i kurzych łapek,
- kwas hialuronowy dla zredukowania bruzd nosowo-wargowych i podkreślenia piękna ust,
- karboksyterapia dla zniwelowania cieni pod oczami. 

Zosia na początku swojej drogi, gotowa na zmianę:




A teraz mocno trzymajcie szczęki... Oto Zosia po metamorfozie i efekty m.in. naszych zabiegów:


Marcin intensywnie pracował nad swoją sylwetką, a ponieważ Pani Doktor nie znalazła w jego przypadku wskazań do zabiegów medycyny estetycznej, nie poznaliście go w moich relacjach. Za to możecie zobaczyć, jak świetnie oboje - i Marcin i Zosia - wyglądają dziś:


Jak widać na zdjęciu, ja ciągle próbuję podnieść z podłogi szczękę. A tak na serio, to obie z Panią Doktor jesteśmy przeszczęśliwe, że mogłyśmy być częścią tego projektu, który - uwaga! - ma być kontynuowany. Piszę to tak na wszelki wypadek, gdyby komuś z Was marzyła się taka zmiana. A Zosi i Marcinowi życzę, żeby ta zmiana nigdy nie przestała ich cieszyć. 

PS Autorką zdjęć jest Ewa Szymańska